niedziela, 7 września 2014

Szwecja

Wreszcie emocje opadły. Po dosłownie kilku dniach spędzonych w Karlskronie miałam tak dużo wrażeń, że nie mogłam się pozbierać do pisania.

Nie wiem skąd to się wzięło, ale od dzieciństwa mam sentyment do Szwecji. Tak naprawdę to wszystko co szwedzkie mi się podoba, tak jakoś podskórnie, często w sposób nie do końca dający się uzasadnić. Po prostu jak coś mi się bardzo podoba, to zwykle jest szwedzkie lub przynajmniej skandynawskie - tak mam od bardzo wczesnej młodości. Dotyczy to wielu dziedzin życia począwszy od designu, przez motoryzację, a na sztuce kończąc. I nie żebym tropiła szwedzkość - to ona mnie "dopada" i łapie za serce.

No i wreszcie pierwszy raz tam byłam. Wróciłam właściwie tylko dlatego, że czekały na mnie w domu nowe meble kuchenne do zamontowania (to oczywiście żart, który moje dzieci niemal kupiły). Wszystko było wspaniałe. Moja sąsiadka - osoba światowa, życie znająca - powiedziała mi po powrocie, że to tylko zauroczenie, że klimat tam srogi (latem to wszędzie pięknie), że państwo opiekuńcze i wolności znacznie mniej, że podatki, że ..... Wiem, ale i tak kocham.

Spotkałam tam ludzi przyjaznych, których twarze były spokojne. Starsi Szwedzi są piękni. Smukli, wysportowani, siwi, uśmiechnięci. Pięknie było patrzeć na pary po sześćdziesiątce, w jasnych sportowych ubraniach, dziarskim krokiem spacerujące. Właściwie to oni, poza architekturą, zrobili na mnie największe wrażenie. Ich spokój, który określiłabym jako brak niepokoju w oczach. Zrozumiałam to dzień po powrocie, kiedy w sobotnie przedpołudnie poszłam na pobliski targ. Oczy starszych ludzi w Polsce wyglądają zupełnie inaczej...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz